Środa 9/06/2010 - Ponieważ zarówno ekipa jak i ja nie możemy się doczekać rozpoczęcia budowy i PnB, postanawiam działać. Umówiłam sie z P. Geodetą na 11,30 na wyznaczenie domku. Czekam i czekam i nic. Godz. 12,20 P. Geodeta dzwoni, że nie da rady przyjechać, bo cosik mu wypadło. Będzie o 16,00. OK - cóż robić. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ponieważ nie lubię żeby na mnie czekano, to zazwyczaj ja jestem trochę wcześniej. W tym przypadku byłam na 11,00 (jakby czasem P. Geodeta wcześniej przyjechał). Ogłaszam więc wszem i wobec - 1,5 godz na działeczce, w temp. ok. 30 st. C i śliczna opalenizna. Extra na weekend (idziemy na ślub i weselisko).
Godz. 16 - na naszą działeczkę przyjezdza 4 geodetów (chyba). Myślę sobie, fajnie, szybko skończą (bo co to parę palików wbić) i do domciu. W szczególności, ze o 18 miały przyjechać deski szalunkowe, więc znowu kursik na budowę. Oj - biedny mój Waldzio (czyt. cinquecento)- trochę się najeździ. I znowu się przeliczyłam, ta "krótka chwila" P. Geodetów trwała prawie 2 godz. No cóż - nie opłaca sie wracać do domku, więc czekam na deseczki. I znowu ZONK - czy wszyscy tak mają ?? Deseczek dzisiaj nie będzie Będą jutro w południe, bo cosik z samochodem się stało. Jak to w południe !!! Rano ekipa zaczyna kopać i szalować !!! Czym szalować ??? Deskami !!! Udało mi się wynegocjować deseczki w pierwszym rannym transporcie. To teraz mogłam wrócić do domku
I na zakończenie środy - hicior :
P. Geodeta kazał mi przygotować deseczki do wbicia (z ociosanymi końcami) o dł. ok 1,5 m. Ja miałam 2 metrowe. Stwierdziłam, ze 50 cm to nieduza róznica. Tylko troszeczkę więcej. I się zaczęło. Jaka była komedia z ich wbiciem. Nieświadom niczego jeden z P. Geodetów (chyba) na ochotnika podjął się wbijania desek w ziemie. Jego mina była świetna, gdy zobaczył deski. I ich długość. Dobrze, ze w okolicy znalazła się wielka beczka, na której mógł stanąć